Artykuł pochodzi z miesięcznika "M jak mama" marzec 2011. Autor: Tomasz Czarnecki
Kiedy zostaniecie rodzicami, nagle tematy, których w wytwornym towarzystwie się nie porusza, staną się stałym elementem codziennych rozmów. Jednym z takich tematów jest dziecięca kupa. O jej częstotliwości, kolorze i konsystencji będziecie deliberować w gabinecie pediatry, w gronie innych młodych rodziców i na rodzinnych spotkaniach.
Szanowna Czytelniczko/ Czytelniku. Jeśli właśnie spożywasz posiłek, proponuję odłożyć czytanie niniejszego tekstu na nieco inną okoliczność. Na przykład związaną z przebywaniem w pomieszczeniu nazywanym oficjalnie WC. Poruszany właśnie temat jest bowiem iście "wychodkowy". Nigdy nie sądziłem, że kupa może odgrywać tak ważna rolę w życiu człowieka. Owszem, każdy z nas rano ( w południe, wieczorem) odczuwa ulgę i zadowolenie po pozbyciu się zbędnego balastu. Nawet jeśli stan jest wodnisty, a nie stały, co oznacza po prostu niezła ucztę dnia poprzedniego. Jednak to wszystko stanowi taką oczywistość jak oglądanie serialu "Na Wspólnej" czy kwiatek dla żony raz do roku lub piwo dla męża codziennie. W przypadku dziecka sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, czasem wydaję się, że mogłaby stać się tematem pracy magisterskiej. Już na samym początku mamy do czynienia z dziwną sytuacją - okazuję się, że niemowlaki nie chodzą do toalety, tylko korzystają z pieluch. A te trzeba wymieniać częściej niż kupować dla siebie bieliznę czy buty. Pomijam już kwestię rosnących kosztów( ach, ten 1 procent VAT-u więcej). Problem polega na tym, że trzeba przewinąć szkraba. Bo dziecko samo jakoś nie chce... Postawię wcale nie seksistowską tezę. Skoro kobietą przypisuję się mniejszą wrażliwość na zewnętrzne bodźce( wyczytałem w internecie) oraz większą odporność psychiczną, ten obowiązek powinien spaść właśnie na płeć piękną. Tym bardziej, że to mamy karmią palucha i ponoszą poniekąd odpowiedzialność nie tylko za to, co wchodzi buzią, ale również za to, co wychodzi z drugiej strony. Czasem jednak mężczyzna zostaje sam na sam z potomkiem. Co wtedy? Ano, klamerka na nos - i do roboty. Jeśli jednak ktoś myśli, że to "szybka piłka", tak na dwie minutki, jest w błędzie. Im starsze, ruchliwsze dziecko, tym większe prawdopodobieństwo rozniesienia kupy po całym przewijaku/pościeli/podłodze. Sprawne przeprowadzenie tej operacji to nie koniec kłopotów, bo niemowlęcy stolec trzeba obejrzeć. Inne znaczenie ma kolor zielony, inny czarny, a jeszcze inne żółty. Dokładnie analizujemy również konsystencję. Dane powinniśmy notować lub o nich dokładnie pamiętać, bo w przypadku dolegliwości żołądkowych maleństwa jedno z pierwszych pytań doktorka dotyczyć będzie właśnie wszelkich aspektów kupy. Pieluch trzeba oczywiście wyrzucać. I to nie do domowego kosza, tylko poza obszar mieszkalny, bo po kilku dniach możemy być pewni towarzystwa much i innych wielbicieli niemiłego zapachu. Mało tego, przydaje nam się znana ze szkoły umiejętność liczenia - liczba stolców to bardzo istotna sprawa. Bo jak dziecko nie robi kupki przez dwa dni, to dopiero jest afera w domu i szukanie sposobów na pobudzenie wydalania... Z drugiej strony zbyt częste wydalanie to innego rodzaju kłopoty. Na podsumowanie rzucę jednak optymistyczne hasło. Tak naprawdę kupa niemowlaka to po prostu g... i jak g... trzeba ją traktować. Naturalnie po wcześniejszej analizie barwy i konsystencji...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz